Czy irlandzkie owce są agresywne?

Przed wyjazdem do Irlandii opowiadam dzieciom o naszej wcześniejszej wyprawie, na której byliśmy w Dublinie i okolicach Donegal. Mówię im, że w Irlandii jest dużo owiec, że wszędzie chodzą owce i gdzie się nie obrócisz, to znajdziesz owcę. Dzieci więc szukają wzrokiem owiec a owiec brak. Wtedy faktycznie było dużo owiec, oczywiście nie w Dublinie, ale w okolicach Donegal ciągle pojawiały się na naszej drodze. W mieście trochę ciężej o puchate beczące stworzenie. Ale znajomi, u których się zatrzymaliśmy mówią: "ja chcecie owce, to będziecie mieć owce" i wywożą nas gdzieś za miasto z instrukcją: "idźcie przed siebie a jak dojdziecie do drogi to zadzwońcie".


Idziemy więc przez łąkę, ale przez dość długi odcinek nie widać ani jednej owcy. Pojawiają się gdzieś hen w oddali, więc tata z jednym dzieckiem idzie w tamtym kierunku, żeby zobaczyć je z bliska. Ja z urazem kolana idę dalej spacerkiem z drugim dzieckiem, które dla odmiany boli brzuch. Kiedy już się spotykamy wszyscy razem, to naszym oczom ukazuje się pokaźne stadko owiec a potem następne i następne. Nie są one zbyt towarzyskie. Kiedy my próbujemy się do nich zbliżyć, to one odchodzą. Idziemy dalej i tych stadek spotykamy jeszcze bardzo dużo. W sumie im dalej, tym robi się coraz nudniej, bo ileż można patrzeć na owce i robić im zdjęcia. Spacerek jednak jest dość przyjemny, jedyny minus to szum z autostrady, która jest tuż obok. Spotykamy po drodze jedną osobę, która nie wiem czemu pomyślała, że szukamy grzybków halucynogennych i wyjaśniła nam, że grzybki są trochę dalej w innym miejscu, ale nie o tej porze roku.


Idziemy sobie dalej, ignorujemy już kolejne stada owiec a one ignorują nas. Ale do czasu... Trafiamy na stadko, które na nasz widok się ożywia i próbuje nawiązać konwersację. Początkowo nie zwracamy na to zbyt dużej uwagi i idziemy dalej, ale słyszymy za plecami coraz głośniejsze beczenie. Okazuje się, że owce idą za nami. My przyspieszamy, one też. Dzieci są już nieźle wystraszone i tempo wędrówki znacznie wzrasta a ja biedna z bolącym kolanem muszę za nimi nadążyć. Dochodzimy do płotu, za którym dalej jest łąka już bez owiec, tylko nie ma żadnej bramki, choć pewnie jakby była to i tak pewnie byłaby zamknięta. Owce cały czas kroczą w naszym kierunku. No niby to takie łagodne stworzenia i nie powinny nam nic zrobić, ale kto je tam wie. Żeby to jeszcze było kilka sztuk, ale na oko jest ich przynajmniej setka. Nie pozostaje nam nic innego jak przejść przez płot z drutem kolczastym. Dalej już na spokojnie idziemy w stronę drogi i dzwonimy po transport, w międzyczasie czyszcząc buty z błota.



Komentarze

  1. Nieźle wystraszyły Was te owce, co? Toście się nachodzili, ale owieczki widzieliście ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz